20047

 Pierwszy tydzień, pełny tydzień nowego roku już za mną. Trudny czas. Znów się poddałam. Nie potrafię nauczyć się asertywności.  Po raz kolejny ktoś decyduje za mnie. Nie protestowałam, kiedy usłyszałam, że urlop po raz kolejny spędzę w towarzystwie rodziny męża. Zabolało. Na siedem ostatnich lat, wczasy spędzaliśmy z dziećmi męża trzy razy. Opłacony pokój dwuosobowy, z tak zwaną dostawką, którą "udzielamy" jego pociechom. Im to odpowiada, bo nic ich nie kosztuje, mi niekoniecznie. 

Pierwsza pojechała z nami jego córka. Z dziewczyną jakoś mnie wydawało mi się to uciążliwe. Poza ciągle zajętym prysznicem, zamkniętym na głucho w nocy oknem- bo komary - dało się wytrzymać. Przeważnie plażowała. Mąż miał z kim pływać kajakiem, łódką. Ja w tym czasie siedziałam w pokoju, na balkonie. Pilnowałam psa. Jeśli udało mi się wyrwać samej, to rzadki i nie na długo. Z ulgą wracałam do domu.

Kolejnego roku mąż zaprosił "na przylepkę" swojego syna. Jechałam na wczasy na tylnym siedzeniu samochodu, ściśnięta, z psem na kolanach i synowską, wypasioną walizą, oczywiście markową. Całą drogę musiałam pilnować, żeby pies się na nią nie wspinał, bo niedoborze uszkodzi to cudo. Synek zdziwiony, że właścicielka pensjonatu wita się z nami jak z rodziną. On nawykł do zagranicznych kurortów, gdzie jeździł z mamusią, a tam, wiadomo. Można było za wielkiego pana robić i z "obsługą" nie spoufalać. Bo przecież Wielki Pan zaszczycił ich swoją obecnością. 

Facet dorosły, a nie potrafił się zachować w trakcie posiłków. Szwedzki stół jest przecież po to, żeby naładować na kilka talerzy żarcia, a potem pozostawić zjedzone w połowie. Przecież tatuś zapłacił, to mu się należy, a co! Najgorzej denerwowało mnie to, że mimo naszych próśb pukał do pokoju, kiedy wchodził. Niby tego wymaga kultura, ale my prosiliśmy, żeby tego nie robił ze względu na psa, który zaczynał wtedy szczekać. Zwłaszcza w nocy, kiedy ludzie byli w swoich pokojach i chcieli spać. a on miał to wszystko w nosie. Wracał głęboką nocą i budził nie tylko nas. Dobrze, że był tylko tydzień. Bałagan, jaki tworzył wokół siebie, dorównywał temu, jaki mąż robi u nas w domu.

Trzeci rok z rzędu była kumulacja - w dwuosobowym pokoju było nas ... czworo! Synek oczywiście, popisując się przed siostrą, próbował Nam dyktować warunki. Wyobrażał sobie chyba, że ja ustąpię mu swoje posłanie. Wiedzieli, że będą waletować, więc nie powinni być zaskoczeni, że przyjdzie któremuś spać na podłodze. 

Tydzień męki. W pewnym momencie nawet mąż nie strzymał jego zachowania i miał z nim rozmowę. nie wiem, co mu powiedział, ale młody trochę spokorniał. 

Myślałam, że to męża czegoś nauczyło, ale gdzie tam! Gdyby nie koronawirus i nowy facet córki, to pewnie i zeszłoroczne wakacje byłyby pod znakiem kołchozu w pokoju. 

I WCZORAJ, MÓJ MAŁŻONEK RADOŚNIE PROPONUJE SWOJEMU OJCU, ŻE ZABIERZEMY GO W TYM ROKU NA WCZASY!

Nie odezwałam się słowem. Nie chcę awantur. Ale jeżeli do tego dojdzie, to w dniu wyjazdu postawię małżonka i teścia przed faktem, że pojadą sami. Wystarczy. Ja też mam syna, synową, wnuka. Są mi bliżsi, niż rodzina męża, która z łaski i wygody mnie zaakceptowała na tyle, że tolerują moją obecność jako gosposi, która poda, sprzątnie... Z moimi jakoś mężowi nie po drodze, choć podobno "braliśmy się z dobrodziejstwem inwentarza". Zapomniał tylko dodać, że  chodzi o dobrodziejstwo jego "inwentarza".

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

20781

20740