Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2022

20729

 Jak tu się nie denerwować?  Dostałam od lekarza receptę na lek. Nie jest istotne, jaki. Odpłatność 50%. No, to do apteki, bo dokuczyło, kupić jak najszybciej i zażyć. I zaczęła się wędrówka ludów. Jedna apteka, druga, trzecia, kolejna... W ostatniej farmaceutka ulitowała się nade mną i powiedziała bez ogródek, że nie mam co biegać po mieście, jak jaka głupia, bo tego leku nie dostanę. Nie ma w sprzedaży, nie ma też w hurtowniach.  W każdej aptece dostanę zamiennik. Nazwa podobna, skład leku i dawka identyczna, tylko... producentem jest inna firma. Cóż, biorę! W końcu to tylko inna nazwa zamiennika, a producent jest mi obojętny! Do czasu. Okazuje się, że nie dostanę 50% dotacji, bo TYLKO LEK FIRMY, KTÓREGO NIE MA W SPRZEDAŻY I HURTOWNIACHJEST NA LIŚCIE LEKÓW REFUNDOWANYCH! Wniosek? Ktoś dał dobrą "wziątkę" komu trzeba, żeby  leki  tylko  jego produkcji NFZ refundowało. A pacjent, jak chce się leczyć, niech płaci! Albo zdycha, jeśli go nie jest stać. Qrwa mać! 

20726

  W każdej placówce medycznej w widocznym miejscu wisi tzw. karta praw pacjenta. Nie będę bawić się w cytaty, bo to mija się z celem. Jednakże jest tam zapis, że pacjent ma prawo do intymności. W teorii. Bo jak to wygląda w praktyce? Leży sobie rozebrana do biustonosza babeczka w dwumiejscowej kabinie w przychodni rehabilitacyjnej. Leży na brzuchu, zabieg już się kończy. Do tej pory była sama. Komfort, nie? Ano nie do końca. Kilka minut przed  zakończeniem zabiegu, do kabiny zostaje wprowadzony pacjent. Pacjent, nie pacjentka. Rehabilitant nie widzi nic nagannego w tym, że do kabiny, gdzie jest rozebrana kobieta wprowadza faceta. Tak! I bardzo jest zdziwiony, gdy kobieta mówi, że sobie takiego  braku intymności nie życzy. No bo przecież cóż wielkiego się stało? Że jest prawie goła, że obcy, obleśny facet  ślini  się na widok jej biustu? Ciekawi mnie tylko jedno - czy gdyby na miejscu tej kobiety była jego matka, żona, narzeczona - też nie widziałby problemu?

20715

 Od rana nie mogę sobie znaleźć miejsca. Wiadomość, którą przekazała mi znajoma, wstrząsnęła mną mocno. Jutro pogrzeb jej siostrzeńca. Chłopak w wieku mojego Syna, a nawet trochę młodszy. Zmarł po trzech tygodniach leczenia szpitalnego. A raczej leżenia w szpitalu. Bo z tego, co mówiła, to leczenia  tam raczej nie było, nawet w sumie nie było konkretnej diagnozy. Do dolegliwości, z którymi tam trafił, doszło jeszcze zakażenie Covidem. Już w szpitalu. Nie wyobrażam sobie tego, co czuje jego Matka, która w dzień słyszy, że kryzys minął, a wieczorem dostaje wiadomość, że jej Dziecka już nie ma... Młody człowiek, przed którym było tyle planów idzie do piachu, a dziad z Żoliborza żyje. Jakie to niesprawiedliwe...

20707

1 listopada. Wszystkich Świętych. Obowiązkowa wizyta na cmentarzu. Ja nie lubię  tego rodzaju "obowiązku" i jeżeli tylko mam okazję i dobrą wymówkę, to daję sobie spokój z chodzeniem tam tego dnia. Raz, że często jest zimno, mokro i w ogóle be, dwa - denerwuje mnie ta rewia, która się wtedy uskutecznia. Żartowałam nie raz, że to święto, kiedy na spacer wyprowadza się martwe lisy, norki, karakuły, barany i inne futrzaki. W zasadzie to niezależnie od pogody zawsze się znajdzie parę nawiedzonych, które założą na siebie futra, nawet, jeśli temperatura jest mocno na plusie. Dobrze, zgoda, idziemy z wizytą do naszych zmarłych, a jak się idzie z wizytą, to i ubrać się trzeba odpowiednio. Może i niepotrzebnie się czepiam. Tylko, że dla mnie odpowiednio znaczy czysto, skromnie i odpowiednio do temperatury. Bywam na cmentarzu bez szczególnych okazji i pamiętam, jak cały rok wyglądają mogiły, których teraz nie widać spod kwiatów i zniczy. obraz nędzy. Przez cały rok nikt nie zagląda, b