Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

20269

 Nie darmo mówią, że nadzieja, to matka głupich. Miałam nadzieję na poprawę, a co mam? Gucio! Zawroty głowy robią się coraz bardziej dokuczliwe i nie mam pojęcia, co z tym począć. Nie mam pojęcia, z jakiego są powodu.  Pogoda dzisiaj  już prawie jesienna, wakacje zaraz się skończą. Nowy rok szkolny. Przez większą część mojego życia pierwszy września był moim kamieniem milowym. Najpierw w związku ze szkołą. Początek roku był dla mnie wielką traumą. Zwłaszcza nieśmiertelny temat: jak spędziłeś wakacje? Jak? Jak zwykle, w domu, z książkami, które pochłaniałam na wariata. Nawet pozmyślać nie bardzo mogłam, bo mieścina mała i wszyscy wiedzieli, że nigdzie nie wyjeżdżałam. Ale to jeszcze szło znieść. Najgorsze, że zaraz w drugim tygodniu zaczynały się SKŁADKI. Chora robiłam się na samą myśl, że mam iść do matki i prosić ją o pieniądze na te cholerne obowiązkowe składki! Borze Szumiący, ile się nasłuchałam! A to, a śmo, a "niech cholera weźmie te szkołe i te pierdolone wymysły. Jakby wie

20262

  I po urlopie. Na szczęście pomysł, żeby wziąć tatusia umarł śmiercią naturalną, choć mąż ze dwa razy wspomniał o starym.  Pogoda była taka, jaką lubię. Nie za gorąco, prawie nie padało. Zamierzałam więcej spacerować, ale kondycja psa nie bardzo pozwalała na to. To już staruszka. Samej w pokoju nie można było zostawić, bo jak znam życie, to tapety zamieniłyby się w confetti. A mąż korzystał z urlopu prawie pełną gębą. Zasłużył.  Miałam trochę planów związanych z wypoczynkiem, ale nie wypaliły. Wszystko przez kontuzję, której nabawiłam się dwa miesiące temu. Do dzisiaj daje się we znaki. Trzeba będzie plany scedować na rok następny. A przede mną plany na koniec miesiąca. Zobaczymy, czy wypalą, czy będzie, jak zwykle. Mam nadzieję, że w końcu minie zła passa.