20047
Pierwszy tydzień, pełny tydzień nowego roku już za mną. Trudny czas. Znów się poddałam. Nie potrafię nauczyć się asertywności. Po raz kolejny ktoś decyduje za mnie. Nie protestowałam, kiedy usłyszałam, że urlop po raz kolejny spędzę w towarzystwie rodziny męża. Zabolało. Na siedem ostatnich lat, wczasy spędzaliśmy z dziećmi męża trzy razy. Opłacony pokój dwuosobowy, z tak zwaną dostawką, którą "udzielamy" jego pociechom. Im to odpowiada, bo nic ich nie kosztuje, mi niekoniecznie. Pierwsza pojechała z nami jego córka. Z dziewczyną jakoś mnie wydawało mi się to uciążliwe. Poza ciągle zajętym prysznicem, zamkniętym na głucho w nocy oknem- bo komary - dało się wytrzymać. Przeważnie plażowała. Mąż miał z kim pływać kajakiem, łódką. Ja w tym czasie siedziałam w pokoju, na balkonie. Pilnowałam psa. Jeśli udało mi się wyrwać samej, to rzadki i nie na długo. Z ulgą wracałam do domu. Kolejnego roku mąż zaprosił "na przylepkę" swojego syna. Jechałam na wczasy na tylny