Posty

Wyświetlanie postów z 2021

20397

 od dziecka nie lubiłam świąt. Żadnych. Bo i co tu lubić? Do kościoła mam stosunek jaki mam i nic tego nie zmieni. Tradycja? Pięknie wygląda na reklamach w telewizji. W moim rodzinnym domu tradycyjne były awantury i nerwowa atmosfera przez cały, okołoświąteczny czas. Ojciec świętował z kolegami śledziki i przychodził zalany, Matka w oczekiwani na niego pod nosem przepowiadała wszystko, co mu powie, a my? Nie bardzo było gdzie schować się przed burzą z piorunami, którą zawsze rozpętała zdenerwowana, nakręcona całodziennym mamrotaniem Matka.  Ciasnota, w jakiej mieszkaliśmy do mojego dziesiątego roku życia niczego nie ułatwiała. Jeszcze trudniej zrobiło się, kiedy najstarszy brat spłodził pannie dzieciaka i "na gwałt" go ożeniono. Przy pomocy sądu rodzinnego, na zasadzie "jakeś obsrał, to obliż". No i oblizał, panna, nie, już zona z dzieckiem i on zajęli jedną izbę, a my stłoczyliśmy się w pięć osób w drugiej. Taaaak, cudowna, świąteczna atmosfera wtedy nastała... Po

20357

 Pogoda nie nastraja mnie dobrze. Plucha, wilgoć oblepiająca ciało mimo ciepłych ubrań. Do niedawna myślałam, że mam dobrą odporność, uzyskaną regularnymi spacerami w każdą pogodę. Do tych spacerów motywuje- chcę, czy nie - pies.  A tu bryndza. W ciągu pięciu miesięcy zapadłam już dwa razy na ropną anginę. Za każdym razem  poprzedzoną wyrzutem opryszczki. Tej z bardziej dokuczliwych, objawiających się w nosie. To z jej powodu miałam znów odroczone drugie szczepienie na srowid. za zachorowałam w jedenastej dobie po drugim szczepieniu. Gorączka przeczołgała mnie trochę, brak apetytu pozbawił dwóch kilogramów. Te kilogramy, to fajnie, że sobie poszły. Byleby nie zechciały wrócić.  Srebrzysty zawziął się strasznie i ... chudnie cudnie. Już jest tylko dwa kilogramy cięższy, niż w okresie, kiedy się poznaliśmy. A ja - wstyd się przyznać, mam o osiemnaście więcej. Patrząc na Jego wysiłek, postanowiłam, że na przyszłe wczasy oboje pojedziemy w ubrankach nowych, mniejszych. Dziś jest ten dzień,

20322

 Nie lubię samotnych niedziel. Mężysko dzisiaj pracuje, a ja nie mam pomysłu na spędzenie czasu. Może do Wnuka się wybiorę po południu? nie widziałam go od prawie dwu tygodni.  Pogoda ładna, może gdzieś w plener?

20269

 Nie darmo mówią, że nadzieja, to matka głupich. Miałam nadzieję na poprawę, a co mam? Gucio! Zawroty głowy robią się coraz bardziej dokuczliwe i nie mam pojęcia, co z tym począć. Nie mam pojęcia, z jakiego są powodu.  Pogoda dzisiaj  już prawie jesienna, wakacje zaraz się skończą. Nowy rok szkolny. Przez większą część mojego życia pierwszy września był moim kamieniem milowym. Najpierw w związku ze szkołą. Początek roku był dla mnie wielką traumą. Zwłaszcza nieśmiertelny temat: jak spędziłeś wakacje? Jak? Jak zwykle, w domu, z książkami, które pochłaniałam na wariata. Nawet pozmyślać nie bardzo mogłam, bo mieścina mała i wszyscy wiedzieli, że nigdzie nie wyjeżdżałam. Ale to jeszcze szło znieść. Najgorsze, że zaraz w drugim tygodniu zaczynały się SKŁADKI. Chora robiłam się na samą myśl, że mam iść do matki i prosić ją o pieniądze na te cholerne obowiązkowe składki! Borze Szumiący, ile się nasłuchałam! A to, a śmo, a "niech cholera weźmie te szkołe i te pierdolone wymysły. Jakby wie

20262

  I po urlopie. Na szczęście pomysł, żeby wziąć tatusia umarł śmiercią naturalną, choć mąż ze dwa razy wspomniał o starym.  Pogoda była taka, jaką lubię. Nie za gorąco, prawie nie padało. Zamierzałam więcej spacerować, ale kondycja psa nie bardzo pozwalała na to. To już staruszka. Samej w pokoju nie można było zostawić, bo jak znam życie, to tapety zamieniłyby się w confetti. A mąż korzystał z urlopu prawie pełną gębą. Zasłużył.  Miałam trochę planów związanych z wypoczynkiem, ale nie wypaliły. Wszystko przez kontuzję, której nabawiłam się dwa miesiące temu. Do dzisiaj daje się we znaki. Trzeba będzie plany scedować na rok następny. A przede mną plany na koniec miesiąca. Zobaczymy, czy wypalą, czy będzie, jak zwykle. Mam nadzieję, że w końcu minie zła passa. 

20197

 Zmiany, zmiany, zmiany. Ojciec już nie mieszka z nami. Odetchnęliśmy. udało nam się wynająć dla niego mieszkanie, w tym samym bloku, piętro niżej, niż my zajmujemy. Blisko tydzień cieszę się swobodą.  Udało mu się "wycyganić" miejsce w ośrodku dziennego pobytu dla seniorów. Jak to zrobił? Nie wiem i nie chce wiedzieć. To stary komuch, wie co, komu i ile. Za małe pieniądze ma trzy posiłki, więc ja nie muszę gotować obiadu pod nieobecność Męża.  I tu pokazał się cały jego charakterek. Zachwytom nie było końca, pierwszego dnia, oczywiście. A że takie urozmaicone śniadania, a obiad pyszny, a to, a sio. Taaak. Jak w domu dostał urozmaicony posiłek, w stylu- trochę twarożku, pieczywo, po trochu dwu, trzech rodzajów wędlin, jakieś warzywo- zjadał tylko jedno, albo twaróg, albo jeden rodzaj wędliny a reszta szła do lodówki "na później" .Śmiech mnie ogarniał na te zachwyty, ale myślę- co się będę odzywać.  w następne dni, już nie było tak cudownie- a to obiad za zimny, a to

20149

 Najprawdopodobniej przeszliśmy z Mężem covid.  Jeśli tak, to bardzo by mnie to ucieszyło. Jeśli nie, to przeziębienie, które kolejno od miesiąca nas gnębi, jest wyjątkowo upierdliwe. Ale, już najgorsze chyba za nami.  Dlaczego myślę, że to covid? Mamy dokładnie takie same objawy, jak moja siostra, która ma dodatni wynik. Boi się bardzo, nie tyle o siebie, ile o syna, od którego podłapała. A on albo sam przyniósł z zakładu pracy, albo przywlekła jego żona z kościoła. Baba jest tak tępa, że nie ogarniam. Takie typowe 3K: Kuche, Kinder, Kirche. Najlepiej jej wychodzi sprzątanie i lepienie pierogów. Wiem, wyzłośliwiam się, ale prawda o niej jest jeszcze gorsza, niż to, co napisałam.

20084

 Coś drgnęło. Ulało mi się ostatnio serdecznie. Trudno powiedzieć, że to była rozmowa z Mężem. Raczej monolog z mojej strony. Długo w noc mówiłam Mu, co mnie boli. Przepraszał. A ja miałam wrażenie, że odbywa się właśnie spowiedź z całego mojego życia. Wspólnego z  Nim życia.  Nie chodziło mi o to, żeby zrobić Mężowi przykrość. Chciałam, żeby wiedział, co mnie boli. Teraz ruch po jego stronie. zobaczymy, czy zrozumiał. 

20059

 Małżonek pojechał zarabiać. Ja z jego ojcem. Nie wiem, czy podołam. Staram się, ale jeżeli on przekroczy granice, które wyznaczyłam, nie wiem, jak zareaguję. 

20051

Zła kobieta. Nie chce się zajmować tatusiem małżonka. Choć przecież  z siostrą ustalili, że przecież ona nie pracuje, to może z tatusiem siedzieć. Bo córka nie może. Bo córka ma pracę. Naukową. Bo nikogo by z tatusiem w domu nie było przez tyle godzin. Bo dom za ciasny, tylko 260 metrów. No po prostu nie. Za mało tata w życiu córci dał, żeby go sobie teraz na stare lata na kark brać. Tak. Ta zła kobieta, to ja. Po dwóch miesiącach zajmowania się człowiekiem, który mnie nie uważa nawet za synową, powiedziałam, że mam dość. Bo mam dość. Mam dość tego, że nie mogę we własnym domu czuć się swobodnie. Nie mogę wyrazić swojej opinii na tematy społeczne, bo tatuś ma inne, jedynie słuszne. Bo czterdzieści metrów, to przecież ogrom, można dokwaterować jeszcze ze trzy osoby. Nie ważne, że moje rzeczy leżą położone na kilka stosów w pokoju, który mój małżonek zamienił w komórkę. Tatuś jest stary, musi mieć wygodę i odrobinę prywatności. Ja nie.  Nie godzę się na to. Moja matka leżała cztery lata

20047

 Pierwszy tydzień, pełny tydzień nowego roku już za mną. Trudny czas. Znów się poddałam. Nie potrafię nauczyć się asertywności.  Po raz kolejny ktoś decyduje za mnie. Nie protestowałam, kiedy usłyszałam, że urlop po raz kolejny spędzę w towarzystwie rodziny męża. Zabolało. Na siedem ostatnich lat, wczasy spędzaliśmy  z dziećmi męża trzy razy. Opłacony pokój dwuosobowy, z tak zwaną dostawką, którą "udzielamy" jego pociechom. Im to odpowiada, bo nic ich nie kosztuje, mi niekoniecznie.  Pierwsza pojechała z nami jego córka. Z dziewczyną jakoś  mnie wydawało mi się  to uciążliwe. Poza ciągle zajętym prysznicem, zamkniętym  na głucho w nocy oknem- bo komary - dało się wytrzymać. Przeważnie   plażowała. Mąż miał z kim pływać kajakiem, łódką. Ja w tym czasie siedziałam w pokoju, na balkonie. Pilnowałam psa. Jeśli udało mi się wyrwać samej, to rzadki i nie na długo. Z ulgą wracałam do domu. Kolejnego roku mąż zaprosił "na przylepkę" swojego syna. Jechałam na wczasy na tylny